Mój strach jest większy niż Twój



Nie licząc wyskoku sprzed trzech tygodni, rentowność naszych dziesięciolatek od trzech tygodni balansuje w przedziale 6,5-7 proc. Chwiejna to równowaga, bo oparta na dwóch wielkich obawach – o wzrost inflacji i o wyniszczającą siłę recesji.

Mniejsza niż oczekiwano podwyżka stóp procentowych nie wpłynęła istotnie na zachowanie rynku. Istotnie, bo przy amplitudzie wahań z ostatnich tygodni ruch o dziesięć punktów w jedną czy drugą stronę pozostaje niewidoczny. Rynek wypracował pewien poziom równowagi i wygląda na to, że obecne rentowności odpowiadają zarówno tym, którzy uważają, że nadszedł już czas budowania długich pozycji, jak i tym, którzy ponad dwa miesiące konsolidacji uważają zaledwie za przystanek, chwilowy oddech w wyraźnym trendzie spadkowym (cen), który trwał przez bite trzy kwartały.

Jednak nawet taki poziom „strasznej” równowagi jest już jakimś osiągnięciem, które w przyszłości będzie ważnym obszarem wsparcia lub oporu, do którego rynek będzie zapewne wracał pod wpływem bieżących informacji, które w przyszłości pobudzą rynek. Nie wiemy dziś, czy będą to informacje wspierające obligacje (spadek inflacji) czy spychające ceny jeszcze niżej (perspektywa budżetowa), ale jest już przynajmniej jakiś punkt odniesienia, na którym inwestorzy mogą budować choćby zręby strategii i podejmować decyzje o wchodzeniu na rynek lub realizacji stop-lossów. Problem w tym, że mówimy o rynku obligacji i strategiach zapożyczonych z rynków akcji lub surowcowych. Przez cztery dekady inwestorzy operujący na globalnym rynku działali w oparciu o jeden schemat – kupowania dołków (szczytów rentowności), teraz – być może – sytuacja sprzyja przeciwnym rozwiązaniom, czyli sprzedawania obligacji lub zajmowania krótkich pozycji na fali odwilży. Napływ komentarzy o nadchodzącym spowolnieniu i koniecznością zaciskania pasa jest takim właśnie momentem oddechu na rynku obligacji. Za chwilę zapewne politycy zaczną lansować kolejne pomysły na poprawę sytuacji wyborców i lina przesunie się w drugą stronę.

Kto nie chce zakładać się o to, czyje argumenty przeważą, może wybrać obligacje korporacyjne i sięgnąć przy okazji po wyższą rentowność. Emisja Echa zakończyła się 37-proc. redukcją zapisów, Cavatina stara się odpowiedzieć na przewagę popytu widoczną w czerwcowej emisji i przeprowadza nową (w zasadzie zapisy powoli się kończą), w przyszłym tygodniu rusza oferta Kredyt Inkaso. Oczywiście nie można porównywać wartości tych ofert z siłą popytu na obligacje oszczędnościowe (według naszych szacunków sprzedaż w czerwcu mogła sięgnąć 14 mld zł). Niemniej, w sytuacji, w której fundusze dłużne cierpią na odpływ aktywów, to inwestorzy indywidualni są tą grupą, która obligacje wciąż jeszcze kupuje. Procentują więc latami budowane i pielęgnowane relacje z tą grupą nabywców, a pomagać może przekonanie, że fundamentalnie emitenci obligacji – przynajmniej ci obecni na Catalyst – są dobrze przygotowani do spowolnienia. Informuje o tym także Index Default Ratio opracowany przez Obligacje.pl. Przez trzy kolejne kwartały wszystkie emisje na Catlayst zostały wykupione w terminie co jest w historii indeksu najdłuższym tak pomyślnym okresem. Nie gwarantuje on przyszłości, ale poza Catalyst defaultów nie brakowało, kilku nawet głośnych, natomiast rynek regulowany broni się właśnie jakością emitentów. Ta praca, której podłożem jest przecież blamaż związany z aferą GetBack, daje dziś efekty. Lecz trzeba pamiętać i o tym, że gospodarka jest mechanizmem o dużej inercji, nikt nie poddaje się wcześniej niż musi, żadna firma nie rzuci ręcznika z powodu samych obaw o przyszłą koniunkturę. To na inwestorach (i oferujących) ciąży obowiązek przewidywania przyszłości.

Źródło: Obligacje / Emil Szweda

Artykuł Mój strach jest większy niż Twój pochodzi z serwisu Inwestycje.pl.

Leave a Reply